niedziela, 17 grudnia 2017


Sandra Borowiecka "Przypadki Agaty W"




Autor: Sandra Borowiecka
Tytuł: "Przypadki Agaty W"
Wydawnictwo:Szpalta
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 235


Niby nic a tak to się zaczęło, niby nic zwyczajny...przypadek. A jednak nie! Agata, młoda kobieta zmęczona życiem i ciągłą walką o nie, postanawia popełnić samobójstwo. Już wszystko zaplanowała, już nawet tego "dokonała", a jednak wciąż żyje. Próba nie powiodła się, a udzielający jej pomocy Francuz pan Perdiaux -terapeuta z zawodu postanawia wyciągnąć do niej pomocną dłoń. W trakcie nietypowej terapii , zdiagnozowawszy u niej nerwicę i depresję, pomaga odnaleźć jej w sobie Agape, tą najwyższą formę miłości.

"A więc istnieją trzy formy miłości, Agape o którą zapytałaś, Eros i Filos. Według wierzeń starogreckich, aby człowiek żył pełnią życia, musi spełnić kolejno ofiarę każdej z nich. Agape to miłość do życia, spełnienia, pasja, wiara i nadzieja. Eros to miłość w związku, ogień, namiętność między dwojgiem ludzi. Filos, to prawdziwie głęboki związek między dwojgiem ludzi, w którym namiętność przeradza się w szacunek, a ogień w domowe ognisko, do którego należy dokładać drewna".




Nie czarujmy się, życie Agaty od samego początku nie było takie jak być powinno, a te zaburzenia  miały początek jeszcze w dziecięcych latach. Nieudane dzieciństwo, bicie i znęcanie psychiczne przez ojca, molestowanie przez najbliższą osobę, brak porozumienia z matką, brak perspektyw zawodowych i ciągnące się za nią długi, aż w końcu miłość ulokowana tam gdzie nie trzeba. To wszystko miało duży wpływ na chęć targnięcia się na swoje życie.

I choć wydawać by się mogło, że nie ma już dla niej ratunku, że zaprzepaściła swoje życie, to pojawia się to światełko w tunelu dzięki któremu jej życie wskakuje na inny tor. W niewielkich odstępach czasu zaczyna odkrywać w sobie chęć życia i zmian na lepsze. Od tego czasu cieszą ją małe rzeczy, wraca wiara i nadzieja, a Agape zaczyna się urzeczywistniać. Przestaje ochraniać już dwie kobiety (matkę), i poświęcać przy tym siebie. Nawet szuka innych form miłości,  analizując czy ktoś od jej ciała woli akurat duszę.

Czy jej się to udaje? Czy jest w stanie pokonać wszystkie drzemiące w niej demony?

Dzisiejszy świat wciąż pędzi do przodu. Nie mamy czasu na to, aby się zatrzymać i spokojnie przeanalizować minione chwilę. Faktem jest, że wielu ludzi woli o tych chwilach nie pamiętać, gdyż trauma dzieciństwa ciągnie się za nimi latami. Niejako determinuje to ich wybory i sposób życia w dorosłości.  Warto jednak pamiętać, że tak nie musi być, warto  o tym rozmawiać i szukać pomocy. Warto - bo życie mamy tylko jedno.

Analizując swoje dzieciństwo muszę stwierdzić, że nie mam z niego traumy, choć... oddźwięk pewnych zachowań z tego okresu jest u mnie widoczny, co uświadomiła mi to niedawno temu pewna osoba. Nie martwcie się jednak. Idzie się z tym uporać. 

Książka Sandry trafiła na podatny grunt. Kiedy zaczęłam ją czytać byłam w trudnym okresie życia (w zasadzie wciąż jestem).Każdy przypadek Agaty brałam do siebie i rozgryzałam na wiele sposobów. Nie, nie - nie chodzi swojako o mnie a raczej o moje dzieci. Nie chciałam aby one miały traumę z dzieciństwa. Dlatego DAłAM GŁOS i z podniesioną głową postanowiłam przerwać milczenie. Nie było łatwo, ale było warto.

Kiedy ruszyła akcja społeczna Autorki "książka za #agape", której przesłanie jest dość wyjątkowo istotne, bardzo się ucieszyłam.
"Zwłaszcza teraz w obliczu rosnącej w społeczeństwie fali agresji, niezadowolenia z życia i nieumiejętności radzenia sobie z kłopotami w życiu zawodowym i osobistym, warto pokazać, że bycie dobrym się opłaca. I odpłaca. Nie tylko od święta."  

Czas pokazał kto jest moim przyjacielem i na kogo mogę liczyć. Część z takich osób się wykruszyła, gdyż śmiałam powiedzieć o tym na co się nie godzę. Pojawiły się także nowe osoby, dzięki którym uwierzyłam w lepsze jutro. A motto akcji stało się moją tarczą obronną.

"Kochaj Siebie i szanuj, bo innego Ciebie nie ma na całym świecie. W Twoich żyłach płynie Agape. Pamiętaj, że siła dobra, zawsze wraca".

W ostatnim zdaniu chylę czoła przed Sandrą za to, że umiała o trudnych sprawach pisać w łatwy i przystępny sposób, używając przy tym niebanalnego języka (niektóre teksty "wymiatają").

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce.









piątek, 15 grudnia 2017


Maria Jolanta Tokarska "Zawrotny rytm fokstrota"



Autor: Anna Maria Tokarska
Tytuł: "Zawrotny rytm fokstrota"
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 284

Cóż to za książka! Mimo tego, że czytanie jej zakończyłam już chwilę temu to do teraz w głowie wciąż słyszę muzykę, której tempo jak w fokstrocie powoduje zawrót głowy, a myśli wręcz wirują.

Emma, córka zubożałego szlachcica, wychowana w wielkim, ale zapuszczonym z powodu ubóstwa pałacu pod Krakowem, na zaproszenie bogatej przyjaciółki jej zmarłej matki, wyjeżdża do Wiednia. Ma się tam uczyć w konserwatorium, ponieważ jest bardzo utalentowana muzycznie. Jednak z nową przyjaciółką Sissi wpada w nowoczesny świat dancingów, modnych magazynów i zabaw do białego rana.

Dziewczyny stanowiące dobrą partię do zamążpójścia, stają się obiektem westchnień niejednego młodzieńca. Szczególnie piękna Emma, która po powrocie do Polski wciąż utrzymuje kontakt z poznanym Janem, za którego po "listownej" miłości postanawia wyjść za mąż. Żyje jej się dobrze, wręcz cudownie w świecie bogactwa i niekończących się spotkań towarzyskich oprawionych dobrą muzyką i tańcami. Wciąż wierna mężowi odtrąca miłość a raczej fascynację jej osobą, młodego Konstantego. Jego historia jest w książce opowiedziana na równi z tą Emmy. Czasami wydawać by się mogło, że to on jest głównym bohaterem powieści. On i jego odnaleziony po latach brat bliźniak, Bruno.


Książka ta to rzeczywisty obraz sytuacji panującej tuż po I wojnie światowej i odzyskaniu niepodległości przez Polskę. Młode pokolenie stara się podążać za trendami opanowującymi nową epokę. Wyzwolenie kobiet, szybkie automobile, zaskakująca moda i obyczaje, które niegdyś by nie miały miejsca zaistnieć, to część tego wszystkiego. Na nic zdaje się głos rozsądku starszego pokolenia hołubiącego tradycjom, gdyż już nic nie jest w stanie zatrzymać tego "postępu".

Choć to powieść z tłem historycznym nie trąci nudą, a wręcz przeciwnie potrafi wręcz zaciekawić. To powieść zabierająca nas tanecznym krokiem w podróż do przeszłości...

I wy dajcie się ponieść zawrotnemu rytmowi fokstrota! Polecam.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Replika. 

środa, 15 listopada 2017


Pani Bukowa "Wielki ogarniacz życia"


Autor: Pani Bukowa
Tytuł: "Wielki ogarniacz życia"
Wydawnictwo: Znak (flow book)
Rok wydania:2017
Liczba stron: 301


Wielki ogarniacz życia, czyli jak być szczęśliwym nie robiąc niczego to książka w której Pani Bukowa mówi otwarcie to, co myślą wszyscy. To kobieta przełamująca wszelkie stereotypy dzisiejszych czasów. Nie chodzi na fitness, nie je jarmużu, nie przesiaduje z ajfonem w popularnych kawiarniach, ani nie biega. Realizacja tych wszystkich czynności wychodzi jej kiepsko, a w zasadzie wcale. Ona za to wbrew wszystkiemu jest szczęśliwa i cieszy się z małych rzeczy. Nie ukrywa i szokuje innych, gdy w internetach przyznaje się, że lubi jedzenie, wino i sobie...poleżeć.

Pani Bukowa w książce opisuje wiele zabawnych sytuacji m.in o tym jak nieudolnie wychodzą jej rzeczy, które wielu przeciętnym zjadaczom chleba wydają się codziennością. "Przywitałam" się ze łzami w oczach, gdy opowiadała o sytuacji z robieniem listy niezbędnych rzeczy do kupienia. Listy zapisanej w kopii roboczej sms-a, i nieudolnym odhaczaniu kasowaniu kolejnych punktów w ich realizacji. Gdy niepostrzeżenie z "MASZYNKA DO GOLENIA
                                   DUŻE JAJA"
Pozostał jej do połowy skasowany punkt
                                  "MASZ.....
                                   DUŻE JAJA"
I niefortunnie wysłany do szefa w formie sms-a.

A propos szefa...rozmowa kwalifikacyjna tejże Pani przebiegała również dość niekonwencjonalnie (może zastosuje taką odpowiedź za niedługo  he he). W odpowiedzi na prośbę wymienienia trzech swoich wad, padło: 
"- O, droga pani, dnia nie starczy, żeby wymienić! Jestem strasznie leniwa przede wszystkim. Zawsze się spóźniam do pracy. A jak już dotrę, to ciężko mi się na niej skupić...Jakby to ująć...problemy z koncentracją uwagi, o! To też wada, prawda? No a poza tym...Ciężko mi się nawiązuje kontakty. Chyba, że się napiję, to wtedy ho, ho! Aż za łatwo! Gadam jak potłuczona wtedy."

Tych i wiele innych zabawnych sytuacji znajdziecie w tej owej książce, która pokazuje, że wcale nam wiele do szczęścia nie trzeba. Można nie robić nic, co się powinno i być szczęśliwym...ewentualnie, kupić wino, które jest lekiem na wszelkie zło.

Chcecie się uśmiać tak jak ja? Sięgnijcie po tą pozycję... polecam.

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu Znak (flow books).

poniedziałek, 6 listopada 2017


Marco Kubiś "Koszmarne istoty, które spotykasz każdego dnia"



Autor: Marco Kubiś
Tytuł: "Koszmarne istoty, które spotykasz każdego dnia"
Wydawnictwo: Znak (flow books)
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 272


Koszmarne istoty. Myślałeś, że mieszkają tylko w książkach fantasy i horrorach? Nie mogłeś się bardziej mylić - mieszkają wśród nas, czasem w stercie ubrań zostawionych na krześle, które wykorzystujesz tylko do tego celu, innym razem w nocnej latarni, która mruga, gdy obok niej przechodzisz.
 
Chwytliwy tytuł i jego oprawa sprawiają, że po książkę sięga się z niemałą ciekawością. Autor konfrontuje nas w niej  z koszmarnymi istotami, mieszkającymi pośród nas. Zmusza nas on niejako do myślenia i zastanowienia się, czy ową istotę w swoim życiu spotkaliśmy. Pobudza wyobraźnię na tyle, że zaczynamy się bać...

"Jednak pamiętaj, nie ma się czego bać. Chyba." 

W książce istoty podzielone są na te atakujące nas w różnych sferach naszego życia. Są te pojawiające się kiedy gasimy światło jak Zakapturzone Istoty, te które siedzą w nas samych i w naszych kontaktach międzyludzkich jak Pani Samotność czy Niezręczna Cisza, czy też te czyhające na nas w Internecie, telewizji a nawet pojawiające się w miłości jak Diabeł Reklamy, Poniedziałek i Istota z Idealnym Awokado.

Ja zatrzymałam się i głębiej pomyślałam o Zjadaczach czasu i Niedoczasie. Czas jest tym co mnie...drażni. Wciąż płynie nieubłaganie, a mi go wciąż za mało. Gdzie się podział Sens Życia? Też go tutaj odnalazłam. Choć jak Autor twierdzi jego książka nie jest o tym, jak żyć. Raczej o tym, przed czym uciekać, a przed czym nie. Mi się ta wiedza przydała. A Wam? Sprawdźcie sami!

Zgodnie z zaleceniami Autora umieszczonymi na końcu książki, narysowałam swoją istotę. Istotę, która mnie ostatnio odwiedziła. Strach. Nie wiem czy mój opis tej istoty jest adekwatny do tego co czułam ale... "Strach ma wielkie oczy. Uzbrojony jest w kolce, ale jak się go okiełzna staje się puchatą okrągłą kulką. Milutką...ale niech potoczy się dalej."

A jaka jest wasza koszmarna istota?

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Znak (flow book).


niedziela, 5 listopada 2017


Dorota Schrammek "Tam, gdzie czekał anioł"




Autor: Dorota Schrammek
Tytuł: "Tam, gdzie czekał anioł"
Wydawnictwo: Szara Godzina
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 272


A to było tak...

Przyszłam w piątek po pracy do domu i zastałam przesyłkę. Po otwarciu okazało się, że jest to książka "Tam, gdzie czeka anioł". Okładka i tytuł tak mnie urzekły, że odłożyłam w kąt zaległe pozycje czytelnicze i wzięłam się za czytanie tej...wyjątkowej. Dlaczego taka jest?


Beata - mężatka, matka dwójki już dorosłych dzieci Wiktorii i Janka, po utracie pracy w atelier znanej projektantki mody, postanawia coś zrobić ze swoim życiem zawodowym jak i małżeńskim.

"Wreszcie pomyślisz o sobie - powiedziała Wiktoria wprost do ucha Beaty i mocno ją przytuliła"

Pomimo wielu obaw podejmuje pracę jako opiekunka starszego małżeństwa i wyjeżdża do Ueckermunde. Wkrótce na jej drodze pojawiają się osoby, które zmieniają jej życie i jego postrzeganie. Od tej pory małe miasteczko staje się dla niej oazą spokoju...aż do czasu. Jak zaskakująca wiadomość wpłynie na jej życie?


"Tam, gdzie czekał anioł"...

To książka obyczajowa z przesłaniem, że życie mamy tylko jedno i to od nas zależy jak będziemy z niego korzystać. Po niepowodzeniach nie trzeba się zniechęcać tylko wziąć się w garść i szukać innych rozwiązań. Rozwiązań zgodnych ze swoim sumieniem.

"Moje życie jest w moim rękach i nikt nie powinien mieć wpływu na decyzję, które podejmuję, nawet jeśli to osoba bliska memu sercu. Jeżeli kocha to zrozumie, że mam prawo do samodzielności, egoizmu i postępowania tak, jak podpowiada mi serce, a nie umysł." 

To książka niosąca przebaczenie oraz wiarę w drugiego człowieka. Bo każdy z nas jest inny. Jeden bardziej doświadczony przez życie, drugi w to życie dopiero wkraczający. Nie mniej jednak warto się nawzajem słuchać i...uzupełniać.

"Nie mam nic przeciwko miłości, ale to uczucie nie powinno przesłaniać racjonalnego myślenia, Jeżeli kochamy, to wybaczamy. Oczywiście nie zgadzamy się na robienie nam fizycznej krzywdy czy sprawianie bólu, bo to z miłością ma niewiele wspólnego, ale powinniśmy wybaczyć."

To książka łącząca umiejętnie oba narody: polski i niemiecki. I nie chodzi tu tylko o sferę historyczną, w której opisy zabytków na terenach pogranicza, zachęcają do wypraw w te rejony, ale również w sferę obyczajową, gdzie poznajemy naród niemiecki z całkiem innej strony niż nasz.

"Wiem, że wy, Polacy całkiem inaczej przechodzicie ból, a Niemców macie za nieczułych, ale czy nie lepiej czasem zzapomnieć o tym, co złe, przykre, tragiczne, i cieszyć się życiem?"

To książka dająca nadzieję, na lepsze jutro. Nadzieję na cuda, które dzieją się jak dostrzeżemy na Ziemi...Anioły.

"Nadzieja. To ona jest matką nas wszystkich. A owocem nadziei jest miłość."

Czy Wy już spotkaliście takiego Anioła na swojej drodze? 
 
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce i Wydawnictwu Szara Godzina.



środa, 1 listopada 2017


"Zdążyć z miłością" Beata Majewska





Tytuł:"Zdążyć z miłością"
Autor: Beata Majewska
Wydawnictwo: Publicat
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 352

N i e w ą t p l i w i e... *

* Ulubione słowo dzieciaków - patrz niżej

Niewątpliwie autorka jeszcze przed wydaniem trzeciej części powieści "lojalnie" uprzedzała, że mało a w zasadzie wcale nie znajdziemy w niej Łucji i Hugona. Nie mniej jednak i tak mnie zaskoczyła. Bo kim w końcu jest Olga, żeby poświęcać jej tyle uwagi? Osobą która z wyrachowaniem próbowała zniszczyć, życie tych dwojga, osobą nie zasługującą na drugą szansę. A może jednak?

Już na początku książki stwierdziłam: no dobra skoro Łucka dała szansę wyrodnemu małżonkowi i wręczyła mu bilet do szczęścia, to i ja ten bilet wręczę Oldze.

O l g a...

Trzydziestoletnia Olga jest kobietą wykształconą, majętną i bardzo atrakcyjną. N i e w ą t p l i w i e jednak "wybrakowaną" (sama tak o sobie myśli), gdyż ze względu na przebytą chorobę nowotworową nigdy nie będzie miała szansy zostać matką. Do tego niepowodzenia miłosne sprawiają, że uchodzi za zimną i nie umiejącą okazywać uczuć. Ale to tylko gra pozorów. Kiedy poznaje Kamila, samotnego ojca ośmioletniej Faustyny i czteroletniego Maksia, niespodziewanie odkrywa miłość. Zakochuje się w mężczyźnie z wzajemnością. Dzieci Kamila całym sercem akceptuje Olgę, a ona sama dostrzega w nich dar od losu. Wkrótce para się pobiera, ale ich szczęście nie trwa długo. Czy nowa rodzina zdąży wypełnić miłością wszystkie puste miejsca w sercu Olgi?

O B o ż e...(płacę pięć złotych do kasy)*

* za każde wezwanie nadaremno imienia Boga w rodzinnym budżecie przybywało pięciozłotówek

Jak mówią wszystko co piękne szybko się kończy. W tym przypadku za szybko. Miało być dobrze, wyniki badań nie potwierdziły choroby Kamila a tu ślepy los przekreśla wszystko. Wypadek... I jak tu żyć, gdy świat lega w gruzach. Czy na zgliszczach da się zbudować coś jeszcze? Czy Konrad będzie tym kimś kto nie będzie zwlekał z miłością? Kim w ogóle jest Konrad?

"Zdążyć z miłością" to powieść przepełniona wieloma uczuciami. Na strachu i obawie przed zaangażowaniem uczuciowym zaczynając, przez odnalezioną miłość partnerską i rodzinną, a na smutku i żalu na cały świat skończywszy. Nie obyło  się w moim przypadku bez użycia chusteczek, zarówno ze względu na wzruszenie opisanej historii miłosnej, jak również, że śmiechu na niebanalne teksty. Wprowadzona u Maksiura wada wymowy nie jednego rozłoży na łopatki.

Ale o tym musicie przekonać się sami sięgając po książkę, którą ja z czystym sercem polecam.

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Autorce i Wydawnictwu Publicat.



wtorek, 31 października 2017


"Apteka marzeń" Natasza Socha





Tytuł: "Apteka marzeń"
 Autor: Natasza Socha
Wydawnictwo: Pascal
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 398



Nie ma życia bez problemów. Dla jednych złamany paznokieć, czy kolejka w sklepie staje się tragedią, a dla drugich walka o życie dziecka staje się...codziennością.

Ola i Karolina poznają się w nietypowym miejscu, w nietypowej sytuacji. Dzieli je wiekowo przepaść, jak to bywa w przypadku dziecka i nastolatki. Znajdują jednak wspólny język, i mimo tego, że same doświadczają choroby, pokazują, że i wtedy warto myśleć o innych i nieść pomoc.

"Wszystko co mam to teraz"- pomyślała Karolina, budząc się w szpitalnym łóżku i patrząc spod wpółprzymkniętych jeszcze powiek na krzątającą się siostrę."

Karolina wymyśla akcję z balonikami. Szuka w szpitalach po całej Polsce dzieci "onkoludki", którym pomaga spełnić ich jedno marzenie. Marzenie ulotne jak czerwony balonik.

"- Rolka, a czemu właśnie balony?- zapytał nagle Wiktor. Usiadła po turecku na puszystym, zielonym dywanie.
- To taki symbol. Balon zawsze gdzieś odlatuje i w zasadzie nigdy do nas nie wraca. Z chorobą też tak powinno być. Powinna po prostu zniknąć z naszego życia. A przy okazji jakoś wynagrodzić chorym to, że nieźle oberwali po dupie. I spełnić choć jedno marzenie."

Ola istnieje naprawdę, postać Karoliny łączy w sobie doświadczenia wielu nastolatek, którym życie podstawiło nogę.

"Apteka marzeń" to powieść o skrajnych emocjach, raz smutnych i wyciskających łzy żalu, raz radosnych i wyciskających łzy szczęścia. A także o potędze matczynej miłości, o wiecznym przestawianiu się z trybu szpitalnego, na tryb rodzinny, o sile jaką ta rodzina daje. O wielkiej aptece z marzeniami, które można dostać bez recepty. I o bohaterach, którzy wciąż zadają sobie pytanie: kto ukradł im zwyczajne życie?

W życiu osób, chorujących na raka nic nie jest pewnego. Wydawać by się mogło, że po burzy zawsze przychodzi słońce, lecz czasami jednak zaraz z drugiej strony nadciąga kolejna burza. Pomimo to warto mieć nadzieję, że uda się ją rozgonić i wygrać walkę, która już na starcie wydawała się przegrana.

Nie wiem co czują rodzice dzieci, które walczą z chorobą nowotworową i obym się o tym nie musiała przekonać. Wiem natomiast co czuje dorosła osoba na którą spada taki wyrok. Tak, tak wiem to z własnego doświadczenia. Nie- nie chorowałam, ale...no właśnie ale, też podobnie jak bohaterka powieści miałam podejrzenie chłoniaka. Pamiętam każdą sekundę, minutę,godzinę przesiedzianą na szpitalnym korytarzu i te wciąż galopujące myśli, że przecież to nie może być prawda, że jeszcze tak dużo spraw w życiu zaniedbałam, tak mało z niego skorzystałam. Na szczęście dla mnie los dał mi szansę na realizację kolejnych planów, na...życie.

Niech innym też da. Życzę tego wszystkim, a Was zachęcam do sięgnięcia po powieść, by w tym pędzie życia choć na chwilę się zatrzymać i dostrzec drugiego człowieka.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce i Wydawnictwu Pascal.


piątek, 20 października 2017

"Na Pilską Nutę" Arno Giese




Tytuł: "Na pilską nutę"
Autor: Arno Giese
Wydawnictwo: Psychoskok
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 449


To dokument historyczno - wspomnieniowy, w którym autor, wspomagając się bogatą bibliografią, opisuje dzieje ruchu muzycznego w mieście Piła od 1945 roku.
To znaczy od chwili powrotu tych ziem, po 173 latach niewoli, do Macierzy, do Polski. Na stronach tej książki autor wprowadza czytelnika w tajniki rozwijającej się, z postępem lat, kultury muzycznej w mieście Piła. Przedstawia ludzi i instytucje, które w wielkim mozole i poświęceniu, nie patrząc na zaszczyty, w mieście nie posiadającym żadnej spuścizny i tradycji „Ojców Naszych”, odbudowywali wszystko to co przez prawie dwieście lat poskąpił miastu okupant... 

Jak pisze autor we wstępie do książki:
"Poza chaosem i samowolą brakowało tu w zasadzie wszystkiego. Nie było jakiejkolwiek władzy samorządowej, brakowało przede wszystkim rodzimej, polskiej społeczności, bo przecież okupant wytrzebił ją z iście niemiecką pedanterią. Poza nieliczną grupą Polaków, którzy to piekło przetrwali oraz nieliczną grupą autochtonów, powojenni mieszkańcy miasta byli ludnością napływową. Jednym słowem, powojenna Piła, była zbiorowiskiem osób z różnych stron i regionów Polski. Z niezwykłym uporem i cierpliwością rodzący się tu naród zabrał się za budowę swojego „my”. Nie inaczej było na polu kultury, tradycji, ale  Polacy tamtego czasu intuicyjnie czuli, że stoi przed nimi szansa. Pewnie, że wszystko trzeba było zaczynać od zera, budować od fundamentów, bo nie było korzeni –  doświadczeń „Ojców Naszych”. (…)
"Na Pilską Nutę"możemy potraktować jako  swego rodzaju obszerne kompendium wiedzy o kulturze muzycznej w Pile, choć sam autor promując swoją pozycję na stronach Powiatu pilskiego, zaznacza, że nie zamkniętym, dlatego na „przetartą ścieżkę” zaprasza wszystkich tych, którzy mogą jeszcze do tematu coś wnieść.

Na potrzeby książki Arno Giese korzystał z doświadczeń  świadków historii, budzenia się kultury muzycznej w powojennej Pile, a także sięgnął do czasów już współczesnych. Wielkiego szacunku do ludzi nabrał ze spotkań z osobami, pasjonatami, którzy swoimi zdolnościami i talentem muzycznym starali się w trudnych powojennych latach rozproszyć  wszechobecną szarzyznę. Umilali życie innym swoją grą, swoim śpiewaniem,  występami i koncertami. Dzięki temu w trakcie lektury zetkniemy się ze wspomnieniami wszystkich tych, którzy w latach powojennych stawali się dzielnymi pionierami ruchu muzycznego. 
 

Książka opatrzona jest wieloma zdjęciami, pozycjami archiwalnymi, które wprowadzają nas w ten urokliwy muzyczny klimat. Ja sama dałam się zaczarować i porwać tym "dźwiękom". Czułam się jak nuta balansująca na pięciolinii. Dziwię się, że po tak ciężkich doświadczeniach, ludziom w sercach wciąż muzyka grała.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Psychoskok.


 

czwartek, 5 października 2017

Hanna Greń "Światełko w tunelu"




Autor: Hanna Greń
Tytuł: "Światełko w tunelu"
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 319


Idąc za ciosem. Skoro była recenzja pierwszej części Polowania na Pliszkę musi być i druga. Dlaczego? Dlaczego? Jak dlaczego, bo emocje i ciekawość, które wzbudziła we mnie "Jak kamień w wodę" musiały znaleźć swoje ujście i rozwiązanie w "Światełku w tunelu".

Druga część zaczyna się dość smutno. Gerard jest przekonany, że Kornelia zginęła w pożarze swojego domu (wszak to on rozpoznał w denatce, miłość swojego życia). Cierpi z tego powodu okropnie i pluje sobie w twarz, że nie umiał jej uchronić przed niebezpieczeństwem, a chwila wątpliwości i brak zaufania wszystko przekreśliła. Dlatego, gdy okazuje się, że Kola nie umarła, jedynie gdzieś się "zapodziała, a koledzy stawiają jej absurdalne zarzuty nie waha się ani chwili, by udowodnić, że podejrzewana przez policję kobieta jest niewinna. Jednak żeby to zrobić, musi ją najpierw odnaleźć. Rozpoczyna polowanie na Pliszkę.

Gdzie zatem wyfrunęła Pliszka i dlaczego nie daje znaku życia?

Nie miejcie złudzeń. Kornelia wraca, jednak to co zastaje po powrocie przechodzi jej najśmielsze oczekiwania. 

"Przez parszywy przypadek niewinny wyjazd na wypoczynek wyglądał jak ucieczka po dokonaniu przestępstwa, a zatem zachodziła konieczność zapobieżenia następnemu zniknięciu."

Oskarżona o podpalenie własnego domu i zamordowanie z premedytacją innej kobiety, szuka ratunku w ramionach Gerarda. Jednak i w tym przypadku pozory i niedomówienia biorą górę, a Kornelia kolejny raz przez to odczuwa brak zaufania ze strony ukochanego.

"A jak?! Wystarczyło, że przypadek postawił mnie w dwuznacznej sytuacji, a ty od razu uwierzyłeś w moją wine i odciąłeś się ode mnie, nie chcąc szargać swojej zawodowej reputacji. Ale najpierw seksik, bo skoro laska jest chętna, to czemu by nie skorzystać! A potem szybciutko na komisariat, żeby mieć problem z głowy."

Prawda jest jednak inna, a zaburzony obraz rzeczywistości w końcu się "klaruje". Niesnaski i niedomówienia zostają wyjaśnione, a miłość kwitnie pełną parą. 


"Światełko w tunelu" to świetna kontynuacja losów Korneli i Gerarda. Wątek kryminalny dalej  przepleciony jest z wątkiem miłosnym. Napięcie budowane przez Autorkę i nieprzewidywalność zdarzeń sprawia, że książkę się nie czyta a wręcz "odkrywa". Nie wiemy co będzie za przysłowiowym "rogiem", czy Kornelia i Gerard, bohaterowie pełni sprzeczności nie wyskoczą z zaskakującym i niebanalnym tekstem (takim, że można się opluć ze śmiechu - poniżej cytat, który ostatnio hołubię), czy też, że kolejne pozory znów zamydlą nam oczy i sami uwierzymy w to co nie do uwierzenia. Mi jednak wierzcie na słowo! Od "Światełka w tunelu" nie można się oderwać. Serdecznie polecam.

"- Wyglądasz z tą kawą jak na granicy orgazmu.
- Bo picie porannej kawy to prawie jak orgazm - potwierdziła i znów przytknęła kubek do ust."

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Replika.


wtorek, 3 października 2017

Hanna Greń "Jak kamień w wodę"

Autor: Hanna Greń
Tytuł: "Jak kamień w wodę"
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 303




Dziwne to życie. Jedni chcą mieć dzieci, a nie mogą. Inni mają choć tego docenić nie umieją. Tak jest w przypadku rodziców głównej bohaterki powieści- Kornelii Pliszki. "Na dobrą sprawę mogła by nie mieć imienia." Nigdy nie chwalona, nie dopilnowana a wciąż spychana na drugi plan od najmłodszych lat popada "specjalnie" w tarapaty. Pozory, które stwarza mają rzutujący wpływ na jej przyszłość. Ciągnąca się za nią fama kobiety nie stroniącej od mężczyzn sprawia, że podczas zgłoszenia próby gwałtu na policji, nikt nie chce jej uwierzyć. Tym bardziej, że oskarżonym jest kolega po fachu (policjant), który "podobno" pod wpływem postawionych mu zarzutów popełnia samobójstwo.

"- Z naszych ustaleń wynika, że nie stosuje pani zbyt ostrego kryterium przy doborze partnerów seksualnych. Już w szkole miała pani opinię takiej, która nikomu nie odmawia. trudno więc się dziwić...(...)
- Jak widzę, już zdążyliście wyrobić sobie zdanie na mój temat"

Wydawać by się mogło, ze to powinno załatwić sprawę, a jednak tak nie jest. Po wielu latach, gdy Kornelia zaczyna otrzymywać listy z pogróżkami, uważa to za głupi żart. Jednak gdy sytuacja staje się coraz bardziej poważniejsza, kobieta decyduje się o zgłoszeniu się na policję.

Pech chciał, że dziwnym zbiegiem okoliczności natrafia na tego samego funkcjonariusza, który niegdyś próbował ją zdyskredytować, aby chronić swojego przyjaciela. Powraca sprawa sprzed lat, a właśnie ten policjant staje się nitką, po której do kłębka dojdzie do rozwiązania problemu. To on staje się jej jedyną nadzieją na pozytywne rozwiązanie problemu, a także na....miłość.

Dokąd zaprowadzi ich dochodzenie? Czy miłość ma rację bytu,  gdy brak zaufania?

"Jak kamień w wodę" Polowanie na Pliszkę, to powieść kryminalno-romantyczna przepełniona wieloma przeróżnymi emocjami.Głowna bohaterka "Kola" jest dość specyficzną osobą. Niby zawsze mówi to co myśli, jednak ubiera to wszystko tak w słowa, że wiele jej rad, odpowiedzi odbieranych jest na opak. Te niedomówienia i pozory, które stwarza sprawiają nie lada wyzwanie do rozgryzienia jej intencji przez pomagającego jej policjanta Gerarda. On to znów, żywiący wciąż do niej niechęć za rzucane (ponoć) oszczerstwa względem nieżyjącego przyjaciela, nie umie zrozumieć swojego stosunku i tego "magnesu", który ją do niej ciągnie. Sprawa sprzed lat i te aktualne pogróżki zbliżają ich jednak do siebie.Tylko na jak długo?

Moim zdaniem książka mimo wątku kryminalnego, ocieka dużą dozą humoru. Niebanalne teksty Kornelii sprawiają, że niebezpieczne sprawy spychane są na drugi plan. Zastanawia mnie fakt czy Autorka pisząc swoje powieści ma cały czas wypisany uśmiech na twarzy, jak my...czytelnicy? Ja miałam. A Wy się musicie przekonać, czytając. Polecam  gorąco.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Replika.


sobota, 30 września 2017

"To tylko woda" Konrad Sikora



„To tylko woda” Konrad Sikora (patronat medialny)



Nie jest łatwo pisać o poezji.
Według mnie trzeba ją czuć, przeżywać, wrosnąć w nią korzeniami i…spijać słowa, jak drzewa wodę. Choć to przecież tylko płyn. Nasze jestestwo to tylko „płyn” niestały o uniwersalnym kształcie, jest ,
a za chwilę może go nie być. Popłynie…

„To tylko woda–
Prawie sama woda
Ten człowiek.”

Taką rzeczywistość obrazuje nam poeta. 
Czas biegnie nieubłaganie, pędzi na złamanie karku, umyka jak płochliwy zając, kurczy się by wreszcie… zniknąć. Jesteśmy autostopowiczami w naszym życiu, wciąż czegoś szukamy, wysiadamy na kolejnych przystankach i wsiadamy z powrotem, gdy jest nam w tym momencie źle. 
„Ocieramy się banalnie o istnienie–zbyt banalnie.
Rozpędzeni jak samochody na autostradzie”

Chcemy wszystko zostawić w tyle. Żyć marzeniami, złudzeniami na lepsze jutro. Tylko, że marzyć też trzeba umieć, marzyć trzeba rozsądnie, marzenia trzeba przemyśleć i nie być zachłannym. Trzeba umieć wsłuchać się w ciszę, by usłyszeć muzykę, która jest w stanie obudzić nasze serce, by dostrzec prawdę. 

„Tylko ty wychodzisz w Dzień Światła–
Tylko ty znasz ścieżki wśród Nocy Świata–
Otwieraj muzyką zamknięte serce brata!”

Tylko gdzie jest ta prawda? Szkoda, że nie da się wymazać pamięci, nie da się nie myśleć, szkoda, że wspomnienia wracają.
„Spakowałem swoje manatki.
Przede mną najdłuższa z dróg: do zapomnienia.”

„Sekundy dodaj do minut
Minuty do godzin, a te do dni
Tak, to wieczność, która zaledwie mi się śni”

Reasumując  „To tylko woda”  to bardzo ciekawy tomik poezji, w którym znajdziemy wiele refleksji i przemyśleń egzystencjalnych na temat życia, człowieczeństwa i wiary.