niedziela, 26 lutego 2017


 
Amy Harmon "Making faces"



Autor: Amy Harmon
Tytuł: "Making faces"
Wydawnictwo: Helion (Editio Red)
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 342

Pierwsze co mnie urzekło to okładka tej książki. Pomyślałam sobie taka piękna "para" więc historia ich miłości też taka musi być. Nie wzięłam tylko pod uwagę, długiej drogi jaką musieli przejść by nią się stać.

Początek historii jakich wiele. W małym miasteczku mieszka grupa przyjaciół, miłośników zapasów": Pauli, Grant, Jesse, Conor i Ambros. Ten ostatni najprzystojnejszy i najzdolniejszy ze wszystkich, to bożyszcze wszystkich dziewczyn, między innymi Fern Taylor, miłej pogodnej dziewczyny nie mająca siły przebicia ze względu na swój wygląd i syndrom SBK (syndrom brzydkiego kaczątka).  Ona obdarza bo jednak uczuciem szczerym i silnym, nie ze względu na jego wygląd zewnętrzny, ale pękno wewnętrzne, ujawnione podczas nieświadomego pisania listów między nimi. Początkowo Ambros nie dopuszcza do siebie myśli, że może podobać mu sie ta nijaka dziewczyna. Dopiero w ostatnim momencie tuż przed wyjazdem jego i przyjaciół na wojnę do Iraku, gdzieś ma przebłysk takiej swiadomosci. Często o niej tam myśli i gdy już mogłoby się wydawać, że nic nie stanie im na drodze, w wybuchu bombowym giną jego przyjaciele, a on sam z poranioną, wręcz zmasakrowaną twarzą wraca do miasteczka.  Traci nadzieję, ale nie miłość Fern.

Tylko czy jej miłość wystarczy, by ukoić złamaną duszę Ambrosa?

Książka opisuje historię miłosną jak z bajki (nie pasuje mi to określenie na okładce) o zwykłej dziewczynie, która pokochała ciężko rannego żółnierza. Jej delikatność i duża doza empati sprawia, że jego serce pod jej wpływem topnieje jak lód. Ambrose bowiem, choć zwany mitologicznym Herkulesem odradza się jak Feniks z popiołów, by na nowo zrozumieć, że prawdziwe szczęście i droga do niego nie ma nic wspólnego z wyglądem zewnętrznym.

"Prawdziwe piękno, takie które nie blaknie i nie umiera, wymaga czasu. Wymaga napięcia. Wymaga niewiarygodnej wytrwałości. To krople, które jedna po drugiej budują stalaktyty, to trzęsienia ziemi, które tworzą łańcuch górski, to fale uderzające nieustannie o brzeg, które łamią skały i wygładzają twarde krawędzie. A z tej gwałtowności, wrzawy, wściekłego wycia wiatru i szumu wody rodzi się coś lepszego, coś co w innych okolicznościach mogłoby nie zaistnieć".

"Dlatego trwamy. Mamy nadzieję, że istnieje jakiś cel. Wierzymy, że są rzeczy, których nie możemy zobaczyć. Czerpiemy naukę z każdej straty i wierzymy w potęgę miłości oraz w to, że każdy w nas ma w sobie potencjał do osiągnięcia piękna tak doskonałego, że nasze ciała nie będą wstanie go pomieścić".

No cóż jak dla mnie te dwa cytaty są pięknym uwieńczeniem powieści, która wycisneła ze mnie łzy i dała szansę zastanowienia się nad własnym życiem. Dzięki niej doszłam do wniosku, że ograniczenia są tylko wytworem naszej wyobraźni, a piękno jest możliwe do odkrycia w każdym z nas.

Za możliwość przeczytania książkie dziękuję wydawnictwu Editio Red.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam powieści Amy Harmon. W trakcie lektury każdej z nich po moich policzkach łzy spływały strumieniami. Czekam na kolejne książki autorki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wnioskuję, że musi to być niezwykła książka i piękna historia.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie: http://tworze-czytam-fotografuje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń